Główna ulica

Nine miał parę spraw do załatwienia tu i ówdzie. Nie było co się rozwodzić nad jego osobistymi porachunkami, dlatego dziś nie zabierał żadnych swoich kumpli ze sobą, chociaż się upierali. Wiedział, że idzie w bezpieczne miejsce, a tak przy okazji przecież miał w razie czego ze sobą jeden naładowany pistolet i pieści do czegoś też służyły. Po załatwionej głównej sprawie szedł sobie spokojnym krokiem, trącając co jakiegoś krzywego względem jego gościa z bara. Potem jeszcze trzeba było się nad nim wyżyć, że ten ktoś chodzi jak pokraka i na niego wpada. Wybrał sobie drogę na skróty obok popularnego Domu Rozpusty. O dziwo zawsze ciekawiło go co się dzieje w środku. Słyszał tu i ówdzie co tam się działo, ale czy to oby na pewno byłoby idealne miejsce dla takiego buntownika jak on? Chociaż z drugiej strony, można by było wyładować się seksualnie z każdej możliwej strony. Przystanął na chwilę wgapiając się w budynek, a myśli zaczęły mu się dwojakie nasuwać.

Szedł zamyślony ulicami miasta, oczywiście przybrał swój typowy groźny wyraz twarzy, nie żeby specjalnie. To się jakoś tak samo robiło kiedy słońce troszkę mocniej zaświeciło ściągał brwi i wzroczył nieprzyjaźnie po ludziach. Tak było i tym razem kiedy szedł do jednego z jego ulubionych barów znajdował się 3 przecznice za sławnym Domem Rozpusty. King tupał po bruku wytartymi i złażonymi glanami a przy pasku dzwonił mu gruby łańcuch przyczepiony do paska. Szedł sobie spokojnie chodnikiem zarzucając co chwila włosami bo wiatr robił mu rozpiździel na głowie. Przed sobą zobaczył podejrzanie wyglądającego typa. Wydawał się lampić na te całą kurwiarnie, King zmierzył go spojrzeniem i przystanął opierając się plecami o murek. Koleś wyglądał na takiego co to szuka guza, był wysoki ale chyba delikatnie niższy niż King. Tan wpatrywał się co nieznany podejrzany typ kombinuje. W razie potrzeby mógł rzucić się w pogoń za nim gdyby okazało się że to parszywy kieszonkowiec albo inna kanalia. Takich King nie cierpiał najbardziej żerowali na niewinnych kobietach. Chmurząc się i sztyletując spojrzeniem chłopaka James stał oparty o mur jak taki groźny brytan czekający aż spuszczą go ze smyczy i będzie mógł rzucić się na parszywy kawał mięcha.

Wpatrywał się w ludzi co wchodzą i wychodzą, cóż bardzo pasjonujące zajęcie, po takim zajmującym dniu jaki miał dzisiaj. Nawet nie miał pojęcia przez dłuższa chwilę, ze ktoś mu się przygląda, a zazwyczaj miał to opanowane do perfekcji, bo przecież łatwo wyczuć, że robi ci się nagle nieswojo. Jednak gdy jakiś facet przeszedł obok niego i odsłonił tego nadymanego mięśnia w jego mniemaniu, który na dodatek się bezczelnie na niego gapił, coś w nim prysło. Podszedł do niego bliżej, marszcząc gniewnie brwi. Jakiś punk śmie mu rzucać wyzwanie, no niech go jajka zaswędza. Stanął przed nim w odległości na wyciągniecie ręki. Wpatrywał się mu w oczy, cały czas mając je lekko przymrużone. Nie obchodziło go, że był większy, przecież to nic nie znaczyło, pewnie rozumu mało miał bo wszystko w mięśnie mu szło...
- I co się tak gapisz?! Życie ci nie miłe? - warknął.
Może i szukał guza, ale przecież, nie pozwoli sobie na takie wścibskie i oskarżycielskie spojrzenia. Chyba gość pomylił adres i myślał, że jest lepszy od innych, a może po po prostu...
- Co robisz za jakiegoś bodyguarda tego domu. - zaśmiał się z niego i splunął w bok.

James spokojnie się wyprostował, tak wolno aż ostentacyjnie strzepnął niewidoczny kurz z ramienia i wbił twarz bez wyrazu w jego nieprzyjemnie skrzywioną machę
- Od kiedy to już nawet na burdel patrzeć nie można, hmm? - Jego głos był spokojny i opanowany aż nadto spokojny i opanowany można było by rzec.
- Poza tym gdybyś się odwrócił zauważył byś jaka wyjebista babeczka przeszła obok ciebie - mruknął kłamiąc jak z rękawa. Mierzył go lekko spojrzeniem nachylił się lekko i powiedział tuż przy jego uchu.
- Ale patrząc na co patrzyłeś mniemam, iż interesują cie bardziej kuse dupodaje z jajami, hmmm - szczęknął mu zębami obok ucha wydając ten okropnie psi dźwięk.
- Mógł byś odsunąć się, duszno mi się robi kiedy pierze takiego kogucika wypełnia moją przestrzeń prywatną - gotowy uchylić się w każdej chwili i oddać cios lub powstrzymać chłopaka patrzył na niego uważnie, umiał się bić i znał takie zagrywki. Podchodzi się blisko zagaduje i nagle ni z tego ni z owego daje się delikwentowi w mordę z lewego sierpowego. Ta jasne. Tylko, że King sobie w kaszę dmuchać nie da i nie da się tak zaskoczyć, czujnym wzrokiem obserwował każdy ruch chłopaka. Nawet najmniejsze drgnięcie.

Ten jego spokój powoli doprowadzała go do wściekłości. A taki miał być ładny dzisiaj dzień z kilkoma tylko mniej znaczącymi zamieszkami. Ba na dodatek pan mięsień, zamiast dać sobie spokój podjął słowną walkę na śmierć i życie.
- Czyżbyś burdelem określał, gapienie się we mnie? Hę?! - prychnął z kpiącym uśmiechem.
Jednak ten błogi uśmieszek nie trwał za długo, czując, że chłopak się nachyla, zerkał na niego kątem oka, niestety ku jego niezadowoleniu grzywka zasłaniała mu widok.
- Nie uwierzę, że jakaś laska przechodziła koło mnie, takie kity możesz wciskać komu innemu. To burdel dla pedziów. - wpakował ręce do kieszeni, dalej nie odrywając wzroku z tego co udało mu się dostrzec znad włosów.
Sam dźwięk spowodował tylko jeszcze większa irytację, czyżby robił to celowo, czy może takim był typem człowieka, zadumany w sobie jakby wiedział o wszystkich wszystko.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie, że po to tutaj przylazłeś. I zejdź ze mnie śmieciu, bo sam pozbawiłeś się swojej przestrzeni nachylając się do mnie. - prychnął i chciał mu nadepnąć na palce u nóg.
Na jego nieszczęście zapomniał, że owy gość ma na sobie glany i nic nie poczuje, więc wyszedł na kompletnego kretyna na dodatek. Po tym incydencie, najzwyczajniej splunął jeszcze raz i odwrócił się poirytowany od niego z zamiarem pójścia. Nie będzie tracił czasu dla takich mięśniaków, którzy nie znają pojęcia przestrzeni i po prostu go irytują.

Wkurzyło go takie traktowanie jego sfatygowanych glanów, może i wyglądały jak by przeszły 3 wojny ale do butów nawet tak dziadosko wyglądających miał sentyment. Nie da sobie jakiemuś kogutowi włazić na łeb. Uśmiechnął się drwiąco i ruszył za nim, w kilka szybkich kroków był z nim i bezczelnie klepnął go w tyłek potem odskoczył na bok by nie oberwać.
- czyżby kogut nie lubił gejów...- zaśmiał się wrednie i gardłowo i patrzył na niego z lekkim zainteresowaniem ale i z pewną dozą odrazy, nie cierpiał tego typu kogutów były takie męczące i wrednie egoistyczne. Ale ten go zainteresował wiec przenikliwie świdrował go brązowymi oczami. King nie wydawał się tępym osiłkiem mimo że na takiego z początku wyglądał.
- Dziwne, że uważasz się za takiego twardego, a odpuszczasz tak szybko- King mógł by przysiądź, że kogut nie jest typem osoby która odpuszcza tak szybko, może inny kogut tak ale akurat TEN nie... Ten był specyficznym rodzajem koguta, który Kinga zainteresował, niechętnie to przyznał ale kogut interesował go też fizycznie

Chciał zakończyć ten akt pokojowo, niech sobie ten śmieć po prostu pójdzie w pizdu i będzie po sprawię. Jakoś szybko nie szedł, zwyczajnie wyluzowanie z rękoma w kieszeniach. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku gdyby nie fakt, że ten dzięcioł za nim zaczął podążać. Zagryzł wargi czując, że ogarnia go furia, a przecież tego chciał po prostu uniknąć.
- Jeszcze jedno słowo a nie będę się powstrzymywał, idioto. - warknął nie zatrzymując się.
Co do cholery mogła go obchodzić jego seksualność, przecież to jest wkroczenie na intymność innego człowieka. Cóż widocznie, sam musiał nim być skoro zainteresował się właśnie nim i zadawał takie pojebane pytania. Mieć to przeklęte szczęście i natrafić na obrzydliwie upierdliwego mięśniaka. Jednak kolejne jego słowa szybko dotarły do niego. Momentalnie odwrócił się w jego stronę łapiąc go za koszulę.
- Stul pysk pedzio, albo popamiętasz mnie jeszcze. - zacisnął usta w linie.
Nie miał ochoty się bić, ale ten mutant najwidoczniej prosił się o to. Był gotów wolną ręką mu przywalić, w końcu nie jeden nos w swoim życiu już rozkwasił.

- daj se na wstrzymanie ogarze - Powróciło jego opanowanie znowu chłodno kalkulował znowu oglądał uważnie każdy jego ruch wydając się całkowicie niewzruszony i rozluźniony jak by ta sytuacja wcale nie powinna wywrzeć na nim pewnego spięcia czy gotowości. King po prostu się wyprostował i powiedział oschłym łagodnym tonem
- Puść mnie, nie chcę się wkurzyć, to ty zacząłeś się stawiać wiec teraz spasuj. Nie wiedziałem że jesteś taki w gorącej wodzie kąpany kogucie -Tak, definitywnie zaczął go interesować niech go szlag trafi. Kogut był z niego całkiem spory. Z daleka wyglądał na chudzinkę ale wcale taki chudy nie był, King wyobraził sobie jak bierze koguta od tyłu na brutalnie, jak kogut mięknie i krzyczy. Ta wizja wywołała delikatny lekki jak piórko uśmiech na ustach Kinga i ten oderwał ręce chłopaka od swojej koszuli
- Nie mam ochoty tłuc się tylko dla tego, że tobie się coś nie spodobało. Co innego jak byś się rzucał, nie odczuwam potrzeby tępego pokazania ci na co mnie stać - King zrobił kilka kroków do tyłu i wrócił pod ścianę opierając się o nią i przymykając lekko oczy bo lekkie słonce dawało jeszcze intensywnie.

Słuchał jego uważnie. Miał po dziurki tego, że przezywa go kogutem, sam nie uważał się za takiego. Na dodatek zrobił całkowicie neutralną wręcz oklapłą pozycję obronną, co wybiło go z rytmu. Czyżby był bardziej inteligentny niż myślałem. Pomyślał i poluzował lekko uścisk na koszuli.
- To nie było trzeba się gapić jakbyś zobaczył sucze z cieczką. - ponownie warknął.
Widząc lekki uśmiech, który przyuważył nie miał pojęcia co mu chodzi po tej łepetynie. Pozwolił o dziwo odepchnąć swoją rękę, którą wziął jeszcze naprężona w swoją stronę i schował do kieszeni. Na kolejne słowa lekko sam się uśmiechnął, ale raczej takim cwaniaczkiem trochę.
- Podoba mi się twój styl wypowiedzi pedzio. - zaśmiał się - Tym razem będzie to pokojowe rozstanie, ale następnym razem jak zajdziesz mi za skórę nie będę się powstrzymywał.
I kto by pomyślał, że mięśniak może być też na tyle inteligentny, by umieć załagodzić sprawę z awanturnikiem. Cóż agresja agresje rodzi, ale czasem wystarczy czymś zszokować napastnika i zostawi cie w spokoju. Nine zerknął na niego jak się wycofuje i z lekkim uśmiechem pokiwał głową. Nawet przez myśl mu przeszło, że byłby idealnym kandydatem do jego gangu, jednak po dłuższym zastanowieniu, raczej nie wyglądał na osobę, lubiącą takie typy zabaw. Zorientował się, że chwile stał jak ten debil na chodniku.

Stał chwile i zaczesał palcami włosy do tyłu i zauważył go stojącego jak ta latarnia na chodniku. rozejrzał się i parsknął naprawdę rozbawiony.
- Lampisz się, nie ma żadnej długonogiej suczy na którą mógł byś się lampić. Wiec lampisz się na mnie, mam ci się odgryźć za pedzia? Kogucie! - Definitywnie szczerze się śmiał, no bo jak tu się nie śmiać.
- Masz zaniki pamięci krótkotrwałej czy jak? Nie dalej jak 3 minuty temu sam darłeś się na mnie za to, że się na ciebie lampie a teraz robisz to sam...samo - Tak szczerze rozbawiony nie był od bardzo dawna, śmiał się tak mocno że wibrował na całym ciele a oddech mu się rwał. Znowu jego rysy złagodniały i z ponurego mięśniaka zrobił się po prostu młody facet. King musiał przyznać kogutowi że może i był w gorącej wodzie kąpany i śmiesznie wręcz zadziorny. Ale ta dziecinna wojowniczość była w jakiś sposób elektryzująca i król czuł jak w powietrzu trzskają pioruny od tej aury koguta.

Poczerwieniał ale nie wiadomo czy to ze złości czy z zażenowania jakie właśnie nastąpiło. Przeanalizował sytuacje jeszcze raz i jeszcze i rzeczywiście wyglądało na to, że się na niego gapił. Cholera przecież tego nie robił, po prostu oceniał i myślał. A to było co innego, prawda?
- Shut up! - Krzyknął dalej z lekko zarumienionymi policzkami - Zamyśliłem się, a ty. A ty .. Jesteś bezczelnie wredny mięśniaku. - prychnął i się odwrócił.
Miał ochotę przez moment zakopać się pod ziemie, albo przynajmniej jakoś odreagować. Nie mógł teraz podejść i najzwyczajniej w świecie go uderzyć, bo co to by był za takt. Może i by się przestał śmiać, ale to by nic nie zmieniło. Nie ma to jak złapać się na czymś co nie tak dawno się mówiło... Co najlepiej jest zrobić w takiej sytuacji po prostu spierdzielić. Tak więc jak postanowił tak chciał zrobić. Ku jego dzisiejszemu pechowi, biegnąc wleciał w jakiegoś kolesia kolejnego dobrze zbudowanego. Dwójka odleciała z hukiem na ziemie, a wyzwiska poszły z obu stron. Chłopak czuł jeszcze większe zażenowanie wszystkim co go otaczało.

Zobaczył to co się wydarzyło bo kogutowi nie udało się uciec dalej jak do końca alejki, zainteresowany możliwością obicia komuś mordy poszedł wolnym krokiem w tamtą stronę. Kogut wleciał na jakiegoś bardzo brzydkiego kutafona. Król ocenił sytuacje nie to, że miał ochotę pomóc kogutowi w razie potrzeby po prostu chciał załapać się na mordobicie. Kogut odpadał miał przyjemną machę a poza tym może uda się go jeszcze ujeździć. Na tę myśl mimowolnie się podniecił i zerknął na leżących kochasiów kokoszących się słodko po bruku. Tak odprężający widok nie ma co. Stał wiec tak w cieniu i opierał się o budynek gotowy w każdej chwili wyskoczyć nie wiadomo skąd i poprzeć koguta. A co trzeba wybrać stronę już wcześniej a ten okropnie śmierdzący kutas leżący teraz pod kogutem nie wydał się zachęcającą perspektywą. Kogut zdawał się być o wiele lepszym wyjściem w dodatku był sexy. To przeważyło szalę na jego stronę. King napiął lekko mięśnie czekając tylko na odpowiedni moment. Śmierdziel spod koguta wydał się wręcz wybuchający niepohamowaną furią.

Zamiast zejść z tego kolejnego w mniemaniu Nina "mięśniaka", to prócz wyzwisk zaczęła lecieć szamotanina. Nawet zapomniał na moment o to co spowodowało tą paniczną ucieczkę, która mu się bardzo rzadko zdarza, bo przeważnie lepiej komuś obić mordę niż po prostu spierdolić. Nie jest jakimś zasranym tchórzem by się bać czegokolwiek. Gość widocznie nie wiedział jak się bić był typowym panem mięśniem z zerową inteligencją. Znając życie brał sterydy by "przypakować". Tak wiec Nine bez problemu uniknął jego zamach pięścią, bo przecież ćwiczy nie na darmo boks. Przywalił gościowi prosto w twarz nie patrząc na to co wokół się dzieje, jeśli chcą mogą i go zamknąć. Po paru zamachach i rozkwaszeniu ryja gościowi siedząc na nim okrakiem, bo jakoś było trzeba się zamachiwać, wstał z niego... Uśmiechnięty, zwycięski i na dodatek złość i wszystko mu minęła.
- I więcej mi nie właź w drogę dupku. - splunął jeszcze na niego, od tak by pokazać jakim zerem jest.
Po chwili dostrzegł sylwetkę tego pierwszego mięśniaka, padałka. Obdarzył go zaledwie przelotnym spojrzeniem i ruszył już spokojniej przed siebie z dumnym uśmieszkiem.

Podziwiał walkę z mimowolnym podziwem. Kogut nie wydawał się szczylem co to nie wie co robi i wymachuje tempo pięściami. Jego ruchy były przemyślane, wyćwiczone. King pokiwał z uznaniem głową patrząc na truchło leżącego śmierdziela. Frajer jakich wielu. Zerknął ostatni raz na tyłek koguta i odwrócił się wracając drogą z której przyszedł. I tak zmarnował już dużo czasu na młodego nielota i jego dziwne zachowania. Co w nim takiego było, że tak bardzo intrygował Kinga. Wzruszył ramionami i w końcu poddał się myślą o tym co się stało. Nastroszył brwi jak to miał w zwyczaju i ruszył przed siebie. Przypuszcza, że nie spotka koguta najprędzej. To było duże miasto, trochę żałował ale zaraz skarcił się w myślach. Miał swoje sprawy i nie będzie właził jakiemuś gościowi na łeb tylko dla tego że chętnie zerżną by go na ostro. Dał sobie z tym spokój. Wszedł do księgarni i zaczął szperać po półkach, gdzie te jego ulubione ... są! Złapał dwie gazety muzyczne i zaczął je w skupieniu przeglądać.

z/t

Tak powoli przemierzał tą ulice. Snuł się z wolna rozmyślając ciągle na temat tego, że uciekł w takim popłochu. Kiedy emocje mu opadły przyszedł czas rozmyślania... Karcił się w myślach za postępowanie tak a nie inaczej. Widać było, że chyba jednak mylił się co do pedałka. Może jednak gdyby mu zaproponował dojście do gangu na okres próbny, to by się zgodził? Po kawałku przejścia, mimowolnie zerknął za siebie, czyżby miał głupią nadzieję, iż ten pacan za nim idzie...? Jednak to nie nastąpiło.
- No to tyle go już widziałem. - prychnął i lekko się zaśmiał sam do siebie.
Teraz już nic go nie trzymało by załatwić tą jeszcze jedną sprawę na mieście i zrobić jakieś zakupy, bo lodówka ostatnio świeci pustkami.

z/t