Peragawatti
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Lou.

2 posters

Go down

Lou. Empty Lou.

Pisanie by Lou Wto Kwi 03, 2012 6:39 am

Imię i nazwisko: Lou Nico Raynar-Hannis Soon Markre Venutton Bullets.
Pseudonim: Preferuje raczej kiedy mówi się do niego po imieniu. Niegdyś wołano na niego Moose, sam nie wie dlaczego, dziś to się chyba jednak nie przyjmie. Po prostu nie lubi kiedy tworzy się takie dziwne cuda na jego temat.
Wiek i miejsce urodzenia: Dwadzieścia pięć lat temu, dokładnie 1 kwietnia 1986, Peacehaven w Anglii.
Rodzina: Kornelia Bullets – kochająca ponad wszystko swojego adoptowanego synka Polka. Wychowała się w jakiejś malutkiej wsi w kraju pełnym sporów, zachowała upartość i bez względu na wszystko broni swojego zdania – to dzięki niej nauczył się nie reagować na to, co myślą inni, a dążyć do celu mimo wszystko, co by nie było spełnić swoje marzenia. Pracowała w firmie produkującej odtwarzacze muzyczne, a więc w ich domu zawsze było ich pod dostatkiem, a także innych gadżetów w postaci słuchawek albo pokrowców. A to wszystko dzięki temu, iż była bardzo sumiennym, wręcz idealnie się sprawdzającym pracownikiem oraz bardzo dobrym znajomym szefa. Nikt jej o nic nie podejrzewał, bo miała być hetero. W końcu wyszła za Alice Bullets. Wzięły ślub na papierku, kościół niezbyt przepada za takimi związkami, co nie zmienia faktu, że Alice, Brytyjka z krwi i kości nie była wierzącą. Ba, większość tego, co ich spotkało, zrzucała na Boga. Za wszystkie szczęśliwe chwile dziękowała, a kiedy coś działo się nie tak jak trzeba było, błagała go o pomoc. Nie zmuszała jednak nikogo do wiary wiedząc, jak zachowuje się przeciętny chrześcijan, nieco zgłębiając w to samą siebie. Nic jednak nie mogło zmienić jej stosunków z Kornelią. Rozumiały się bez słów, dopiero po jakimś czasie stwierdziły, że to coś więcej niż przyjaźń. I z nią miał dobre kontakty, zwłaszcza, że pracowała w sklepie muzycznym, to płyty mu często przynosiła. Teraz stwierdzicie, że rozpieszczają go, że jest im za dobrze, a z muzyką są bardzo blisko… cóż, nie zaprzeczę. Dwie kobiety jako rodzice to istny koszmar bo wiadomo, że są nadopiekuńcze… ale kochał je. Kochał ponad wszystko. W końcu zabrały go z domu dziecka. Tak samo jak i jakiś rok później malutką dziewczynkę o imieniu Noisette, aż 10 lat młodsza od Lou, blondyneczka o wesołych, szarych oczach. Wzięły ją, kiedy była jeszcze małym bobasem z pieluchami, który cały czas śpi – płacze – śpi – sra – je – śpi. Mimo, że trudno się z nią często dogadać, to z bratem ma nadzwyczajnie dobre relacje. Niestety choruje na wrodzoną wadę serca. Mimo ogólnego dostatku nie stać ich na operację, a więc w szczególny sposób wszyscy o nią dbają i nikt nie ma o to pretensji. Nawet stary jak świat Lou i jeszcze starszy dziadek Zbigniew. Walnięty bogacz z szafką pełną filmów, nie tylko akcji. Kornelia zawsze stanowczo odmawia jego pomocy, jego pieniędzy, bowiem sama chce sobie radzić, chociaż tak naprawdę chciała, żeby jej w jakiś sposób pomógł - przecież on zaproponował to może dwa razy, ewentualnie trzy, to ona tak często o tym wspomina. On jednak próbuje usprawiedliwić się Weroniką, jego żoną, jej zachciankami i te takie.
Zawód: Nie pracuje – utrzymuje się z pieniędzy otrzymywanych od dziadka.

Orientacja: Co nie jest mu wcale, a wcale złe - homo.
Typ: Seme.

Grupa: Zwykły Obywatel.
Ranga: Ze względu na brak pracy, prawdopodobnie będącą nazwą grupy.

Wygląd: Chłopak na pewno nie byłby dobry w koszykówkę. Szczerze powiedziawszy to niespecjalnie przepada za sportami, lubi kibicować, ale brać w nich udział...? Nie, raczej nie. W jego mniemaniu jest stanowczo za niski i wcale mu się nie dziwię takiego myślenia - wszak mierzy sto sześćdziesiąt cztery centymetrów wzrostu, a to jak na faceta bardzo mało. Jest również bardzo lekki bowiem bardzo mało je, chociaż nie wygląda jak anorektyk. Jego skóra jest bardzo blada, w świetle można stwierdzić, że to jakieś zombie czy coś, taki odcień jest jakby niespotykany jeszcze z tym, że trudno mu się opalić. Na klifie spędzał dość sporo czasu nawet na samym spacerowaniu, przecież chociaż na rękach powinna przybrać ciemniejszej barwy, a tu, jak na złość, pozostawała jakby biała. Przyzwyczaił się do niej i do dziwnych pomruków na jej temat. W końcu coś takiego tylko dodaje mu uroku i idealnie pasuje do czarnej, najczęściej nieułożonej czupryny. Lou uwielbia kombinować z włosami, nie, żeby je farbować czy coś, ale dziwnie obcinać, w o ogóle nie obcinać, irokezy, grzywki... Jeśli tylko ma go usatysfakcjonować na jakiś czas to z wielką przyjemnością coś zmieni. Był moment nawet, że chodził w pomarańczowym irokezie, ale kupił jakąś beznadziejną farbę, która tak po prostu spłynęła mu po twarzy, więc od tego momentu nawet nie myśli o koloryzacji czupryny. Na ogół jednak posiada krótko ścięty fryz zaczesany na prawą stronę idealnie podkreślając rysy twarzy, której najważniejszą częścią są duże, oliwkowe ślepia. Tak, to chyba największe cudo. Niespotykany odcień, do tego wiecznie wesołe, radosne iskierki, a wszystko zaznaczone zaokrąglonymi brwiami i czarną kredką. Średniej wielkości, ani trochę zadarty nos. Wąskie, wiecznie nonszalancko wygięte do góry przy końcówkach w uśmiechu różowe usteczka, do tego tunele w uszach. Jakby tego wszystkiego było mało, na rękach, torsie, w sumie to prawie wszędzie posiada tatuaże. Jaskółki na biodrach, tajemnicze napisy na palcach, twarze, których nigdy, przenigdy nie spotkał. Wszystkie różniące się od siebie lecz tworzące idealną, zgraną całość. Są jego największym skarbem i chociaż zrobił je tylko dla siebie, uwielbia się nimi chwalić. Dlatego właśnie uwielbia jednolite t-shirty w najróżniejszych kolorach. Rzadko kiedy nosi bluzy, najczęściej od razu zarzuca skórzaną kurtkę, gdyż jego ciało niespecjalnie przeżywa zmiany temperatury. Długie, czarne, szare albo granatowe spodnie - przetarte, nieprzetarte, luźne, nieco osunięte, z paskiem w ćwieki albo szelkami po bokach. Uwielbia trampki, najlepiej krwistoczerwone albo zwykłe szare, posiada także ukochane czarne martensy. Na prawej ręce zawsze widnieje wristband w paski czerwone, białe oraz granatowe, a na drugiej rzemyczki. Nie lubi koszul, krawatów, muszek, także na wszystkie ważniejsze imprezy ubiera się raczej luźno co może ładnie wkurzyć niektórych ludzi... Chociaż jak ubierze sweterek to można mu to wybaczyć, a ubiera je raczej często. Woli mieć podwinięte rękawy z wiadomych przyczyn, jednak nie przeszkadzają mu spuszczone, wtedy zakłada swoje ukochane rękawiczki bez palców z kośćmi. Punk? No, coś w ten deseń.
Znaki szczególne: Całe kilogramy wlanego w skórę kolorowego tuszu - tatuaże znaczące dla niego więcej lub mniej, te ciekawsze i te nieco zepsute, rany po złym wbiciu igły. Jego ulubione to orzeł na nadgarstku oraz cytat My heart been broke into two, will you help it beat again? na kostce. Do tego należy dodać jego wesołe, oliwkowe ślepia, wiecznie ciekawskie i wiecznie zadowolone. No właśnie, bo to taki przerośnięty dzieciaczek jest. Wrażliwy, zainteresowany, któremu trzeba tłumaczyć po stokroć jedną rzecz.
Charakter: Lou jest skupieniem wszystkich najpozytywniejszych cech z jakimi kiedykolwiek miałeś możliwość się spotkać. Spotkało go w życiu wiele złego, jednak on jakby się tym nie interesuje i idzie dalej próbując osiągnąć maksymalny poziom szczęścia. Tak, żyje marzeniami, jest jednym wielkim chodzącym optymizmem. Jeśli chce tego dokonać w przyszłości, jeśli uważa, że to konieczne albo po prostu ma mu to sprawić przyjemność, będzie robił wszystko, aby do tego dojść. I mimo, iż wygląda to tak, jakby był egoistą, to wcale, a wcale nim nie jest. Może i faktycznie momentami się tak zachowuje, ale jakby miał wybierać siebie, a przyjaciela, oczywiście, że żyć powinien przyjaciel, a nie on. Tylko, że przyjaciół to on nie ma z bardzo nieskomplikowanego powodu - jest cholernie nieśmiały. Woli raczej posiedzieć w samotności na ławce w parku, posłuchać nadzwyczajnej zabawy strunami głosowymi w wykonaniu Glenn Danziga niż wpuszczać się w niepotrzebną rozmowę. Jeśli jednak przyjdzie mu wstąpić w szeregi konwersacji, będzie robił wszystko, aby nie została przerwana w połowie. Lubi rozmawiać, opowiadać, słuchać, a jednocześnie być sam. Dlatego często prowadzi dialog z samym sobą, z kotem, z kwiatkiem, z czymkolwiek, co nie jest w stanie mu odpowiedzieć i zaprzeczyć jego poglądom, których będzie bronił mimo wszystko. Nie potrafi ich zmienić, co nie zmienia faktu, że akceptuje wiarę i zdanie innych. Skoro on tak zażarcie broni swojego, tak samo inni będą się zachowywać, temu nie można zaprzeczyć.
Niby na ogół udaje mu się nie interesować innymi póki sami nie podejdą i nie rozpocznie się wymiana wypowiedzi, to kiedy widzi kogoś w potrzebie, nie boi się podejść, a uwierzcie - boi się naprawdę wielu rzeczy. Broni młodszych, jakkolwiek zdarzało mu się wyratować z trudnej sytuacji kogoś mającego nawet więcej lat na karku niż sam Lou. Jeśli widzi starszą panią, która ma problem z przejściem na drugą stronę, choćby miałby mu uciec autobus, podejdzie i zaproponuje pomoc. I weź tu teraz spróbuj powiedzieć, że jest egoistą! Przecież on nie potrafi złego słowa powiedzieć na czyjś temat! Kiedy kumple wyskakują z przekleństwami, z wyzwiskami, o ile tacy się znajdą, on siedzi cicho i nawet nie próbuje czegoś dołożyć, bo jakby musiał, to by powiedział tylko "przestańcie". Ciężko jest się przebić przez jego grubą skorupę, odnaleźć się w jego zabałaganionym umyśle, toteż w ciągu tych dwudziestu pięciu lat miał tylko jednego przyjaciela i tylko raz się zakochał. No dobra, dwa razy, ale ten drugi się nie liczy, bo to był nauczyciel. Na samą myśl, że mógł darzyć uczuciem osobę dwadzieścia lat starszą dostaje odruchów wymiotnych. Co do zauroczeń, też ciężko o coś takiego z jego strony. Ogólnie rzecz biorąc darzy przyjaznym uśmiechem każdego, ale zachowuje dystans tak, aby ktoś się czasem za wiele nie dowiedział i żeby niezbyt zaufał. Tak, ufa prawie każdemu na słowo, nie potrzebuje dowodów, co go często zgubiło, także próbuje coś z tym zrobić, a jednym z JEGO rozwiązań jest nieposiadanie przyjaciół. Proste, prawda?
Jednak wśród tylu pozytywnych cech znajdzie się jakaś wada... Nie wiem jak wy, ale ja naliczyłam już dwie. Czy strach przed nałogami można do tego dołożyć...? Nie, to raczej dobrze, że nie lubi używek. I nie lubi się bić, ale jak trzeba, jest w stanie się poświęcić.
Lou jest uroczym dzieciakiem, pełnym radości, cieszącym się z życia, a jednocześnie błagającym Boga - na swój nietypowy sposób jest wierzącym - o jak najmniej bólu, którego doświadcza. Nie widzi różnicy, ale nie przestaje. Bo... bo może ktoś go słyszy, prawda?

Historia: Nikt tak na prawdę nie wie co się stało z rodzicami Lou. Tak po prostu zniknęli. Urodził się w szpitalu w Peacehaven, matka była przy nim trzy dni, jednak kiedy ten termin minął, tak po prostu wyszła. Albo wyleciała. Albo wybiegła. Nie wiem, w każdym bądź razie musiała go bardzo nie chcieć, skoro w ten sposób się zachowała. Może... a może on jest idealnym przykładem na nie chodzenie do klubów ze striptizem? W każdym bądź razie, niezbyt długo szukali rodzicielki i nikt zbytnio się tym nie przejął. Czego spodziewać się po lekarzach? Jeżeli do końca tygodnia nikt nie przyjdzie oddadzą go w dobre ręce... niekoniecznie dobre. Zawsze się może okazać, że tamta miła pielęgniarka za ladą to tak naprawdę krwawa bestia sadystka, która na kolacje zjada swojego kota. Na szczęście coś takiego się mu nie trafiło. Dłuższy czas swojego życia spędził wśród noworodków podpięty do różnych kabelków, nie zdając sobie sprawy kim naprawdę jest. Latały do niego te wszystkie mamy ze wzruszeniem słuchając jego historii, aż się łezka w oczach kręci, normalnie. Tykały go w brzuch, głaskały go po główce, przytulały, jakby to one były jego rodzicami. Trzeba przyznać, że nieźle się w szpitalu zadomowił, bo w następnych etapach życia również często tu bywał, ale nevermind, jesteśmy w innym miejscu.
Kiedy - chociaż i tak długo go utrzymywali - stwierdzili, że tu nie ma miejsca dla kogoś takiego jak Lou, oddali go do domu dziecka. Ten etap mimo, iż trwał on bardzo długo, w małym stopniu odbił się na psychice chłopaka. Przytrafiło mu się wiele przykrości, których teraz nie pamięta. To bardzo, bardzo dobrze... przynajmniej dla niego. Teraz widzi dom dziecka jako miejsce uczące jak żyć, pozwalające zrozumieć wiele wartości życiowych, których pierwsze lepsze, rozpieszczone dziecko nie zrozumie. Ile razy był na głodówce, bo budynek nie miał odpowiednich funduszy? Ile razy mijały tygodnie bez nauki i bez zabawy, bo wychowawczynie szły strajkować albo błagać o jakąkolwiek pomoc? A ile razy cierpiał z powodu rówieśników? Był - jest - bardzo wrażliwym dzieckiem. Najdrobniejsze wykroczenie, nagięcie drobnej linii dzielącej go od towarzystwa mogły doprowadzić do niepokojącego wybuchu płaczem. Często mu się to zdarzało, nie spał po nocach, ściskał swojego kota pluszaka i biegał po pokoju krzycząc coś do siebie. Nie było mu tu źle, najchętniej w ogóle nie odchodziłby z domu dziecka, chociaż z wielkim zainteresowaniem i z radością przyjął wiadomość "Luu, kochanie, przyszły panie, chciałyby z tobą porozmawiać... Ale bez tego klocka...". Był nieśmiały, ale od razu zaufał tej blondynie i brązowowłosej. Z uśmiechem opowiadał o tym, jak przejechał koparką Davida ( nie mylić z dzieckiem - to świętej pamięci kukła z jakiś bezużytecznych materiałów wypchana chusteczkami do nosa ), jak mówił po hiszpańsku po swojemu do nauczyciela tego języka. Zakochały się w nim, z resztą on dalej jest takim uroczym stworzeniem. Z początku myślał, że będzie mieć takiego tatusia jak niektóre dzieci z domu dziecka, aczkolwiek szybko zrozumiał, że one są razem, kochają się, całują się i te sprawy. Jak na takiego dziesięciolatka był bardzo, bardzo mądrą istotą, uczynną, odpowiedzialną. Pamiętał swojego pierwszego psa, jak biegał z nim po łąkach, jak rzucał piłkami, a potem się dziwił, czemu ma katar i wysypkę. No właśnie - wszystko pamiętał, co przydarzyło się w tym czasie, to jest, odkąd zamieszkał w nowym domu. Pamiętał dokładnie o której godzinie przywieźli mu siostrę. To była szesnasta pięćdziesiąt osiem. Pamiętał, jak dowiedział się o jej chorobie. Pamiętał również bardzo dobrze Lisę, tę czarnowłosą dziewczynkę z 1G w której się zakochał, a potem z antypatią o niej myślał, bo się okazało, że on wcale nie jest normalny. Ano, wszystko zaczęło się od głupiej rozmowy z kolegami. Tak, z kolegami, swego czasu takich miał. W Peaceheven trudno było się natknąć na kogoś lepszego niż plastik albo pokemon czy skejcik słitaśny z czapeczką na bok i koszulki w kratkę, który słucha fifit centa albo czegośtam, a Lou nie miał zamiaru zadawać się z byle kim, to wychodził tak tylko żeby wyjść. Czasem coś mówił, a czasem tylko słuchał. W każdym bądź razie odkrył coś, czego wolałby nie wiedzieć : preferował chłopców. Nawet zadurzył się w jednym z nich, ale szybko stwierdził, że to nie ta osoba. I ten jego nauczyciel z liceum... Och, aż niechęć na twarz wpada kiedy sobie o tym wszystkim musi przypomnieć.
Ale najlepsza akcja była kiedy w sprawach służbowych przyjechał dziadek z Polski. Zbigniew prowadził jakąś dużą firmę, sam Lou nie wie czym się zajmuje, ale odnosiła wielkie sukcesy, co można było wywnioskować po ilości zer na jego koncie bankowym. Niekoniecznie musiała być to zasługa dobrze sprzedających się produktów, równie dobrze mogło się w to jakoś wplątać życie prywatne dziadka. Kiedyś Bullets nakrył go jak obściskiwał się z jakąś lalunią. A babcia? Babcia miała być u jakiejś dalekiej rodziny, bodajże Weronika się nazywała i nic nie wiedziała! No sory, jak jest się w związku - jeszcze podkreślonym przez kościół! - nie ma czegoś takiego jak romans. Oczywiście, że zareagował natychmiast i dość agresywnie - powalił brunetkę jednym zgrabnym ruchem i przygwoździł dziadka do ściany. Nawet, jeśli miałby go teraz skrzywdzić, uderzyć, odtrącić, cokolwiek, dziadek nie ma prawa całować się z pracowniczką! To przez to Zbigniew tak oddalił się od rodziny. Zaprzestał wizyt co dwa miesiące, nie zgodził się na pomoc z Noisette chorującą na wadę serca. Płacił Lou za dyskrecje, co niezbyt się czarnowłosemu podobało. Przecież mógłby sobie znaleźć pracę czy cokolwiek, a on poszedł na łatwiznę - wziął jego dom w Benoît, odremontował go z jego pieniędzy i to dzięki jego fortunie płaci podatki. Nie potrzebuje pracy, bo co miesiąc dostaje dość sporą sumę pieniędzy. Połowę zawsze przeznacza na operację dla siostrzyczki, chociaż ta i tak sporo kosztuje, plus dodatkowe opłaty za zwyczajne leczenie...
Sam Lou czuje się głupio że postąpił tak jak postąpił. Wspominając, a wspomina dość dużo, czasem nawet narzeka i zdaje mu się, że powiedzenie o tym opiekunkom, Kornelii i Alicji, będzie miało jakiś wpływ na rozwój wydarzeń w jego nudnym życiu...
Dodatkowe informacje: Co do zainteresowań - Od zawsze był wiernym fanem książek. Czyta wszystko, co mu akurat wpadnie w ręce, chociaż oczywiście ma parę gatunków, którymi się w życiu nie interesował, między innymi science - fiction. Może to się wydawać ekscentryczne, ale uwielbia romanse i kryminały. Zagadki połączone z niesamowitymi przygodami w łóżku, albo niekoniecznie akurat tam. Jeszcze kiedy autor ma naprawdę rozbudowany język, potrafi świetnie obrać odpowiednią chwilę... żebyście tylko nie myśleli, że on siedzi cały dzień z nosem w pornolach, bo to na pewno nie leży w jego ulubionych czynnościach. Kiedy był dwunastolatkiem, dostał od Alice bmx'a, od tego czasu jest z nim nierozłączny. Dba o niego jak nie wiem, ramy nie zmienił ani razu, dopiero części typu opony czy inne zabawki, ale nie ramę. W końcu jest jedna, jedyna, idealna - podpisy rodziców, jakiś kwiatuszek od siostry, zarysowania po pierwszym upadku albo ćwiczeniu nowych sztuczek na rampie. A więc myślę, że jazdę na tym pięknym wynalazku można dodać do jego zainteresowań, bo jeśli o to chodzi, na dłużej nie przywiązuje się do żadnego działania.
Lou nigdy nie popadł w jakiś większy nałóg. Mając osiemnaście zaczął palić, jednak tylko rok, dwa miesiące i dziesięć dni, gdyż rozjaśnił sobie, co będzie potem, jak dorośnie. Zwiększa się ryzyko zachorowania na raka płuc, a przecież nie wiem jak inni, ale nie ma zamiaru wcześnie odchodzić i chce zrobić jak najwięcej, a więc z dnia na dzień go rzucił. Za to przepada wręcz za kakao. Codziennie, przed snem, kubek gorącej, brązowej substancji, do tego kot na kolanach i książka. Lepiej być nie może. I nie może przestać robić tatuaży. Niedługo zabraknie mu miejsca, na rękach już na pewno nic nie zrobi, będzie musiał coś wykombinować. Uwielbia zmieniać odtwarzacze, więc myślę, że można zaliczyć to do jego nałogów. Jednego dnia widzisz go z IPodem w barwach limonki, a następnym razem ma grzebie w czarnej, dużej mp4. Podobnie ze słuchawkami, raz douszne, a raz takie wielkie coby zagłuszyć samochody. A jak już przy muzyce jesteśmy, został wychowany wśród punkowych klimatów, stary dobry klasyczny rock i te sprawy - bez tego nie daje rady funkcjonować. Jeśli idzie nawet do spożywczaka dwa domy dalej bierze odtwarzacz i puszcza sobie Monster Magnat. Kiedy jedzie samochodem woli słuchać świetnego głosu Johnny'ego Casha niż rozmów towarzyszy. Po prostu jest od muzyki uzależniony jak nikt inny. Być może nie skacze po scenie grając na gitarze, nie śpiewa ani nic z tych rzeczy, ale to nie oznacza, że nie może być wiernym fanem dźwięków.
Od zawsze bał się wszelkiego rodzaju nałogów, poczynając od najzwyklejszego palenia ( dziesięć złoty, a rak płuc i mnóstwo toksyn w organizmie gratis ) kończąc na łączeniu lekarstw z alkoholem, a więc wszystko ogranicza. W sumie, narkotyków nigdy nie brał i z lekami też się nie bawił... był moment, że często sięgał po fajki, ale udało mu się nad tym zapanować. Podobnie jak z piwem. Teraz wizja wzięcia i skorzystania z powyższych przyprawia go o dreszcze i najczęściej przypomina sobie o tym w najmniej oczekiwanym momencie - to głównie z tego powodu zdał na prawo jazdy dopiero za trzynastym razem. No właśnie, Ma wielką obsesję na punkcie liczby "trzynaście" i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uważa ją za swoją szczęśliwą liczbę - najwięcej radosnych rzeczy wydarzyło się kiedy miał trzynaście lat, pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwszy przyjaciel, pierwszy kot, wszystko pierwsze i wszystko idealne. Zadanie na sprawdzianie z matematyki, z której zawsze był słaby, posiadające ten numer chociaż miało niezrozumiałą treść i sam Lou nie wiedział co pisze, zwyczajnie kombinował, wychodziło mu zazwyczaj najlepiej. Po prostu trzynaście i tyle. Mając trzynaście lat odbył także swoją pierwszą wyprawę poza Anglię, do Polski, do dziadka. Może nie działo się zbyt wiele, zwiedzali tyle co nic, więcej zobaczył za szybą samochodu, ale zawsze odczuwasz ekscytację kiedy znajdujesz się gdzie indziej niż w domu, zwłaszcza jeśli chodzi o przelecenie morza. Kiedy był mały grał bardzo dobrze na skrzypcach, z czasem jednak przestał to utrwalać i w sumie sam nie wie, co by było, gdyby teraz złapał za smyczek. Jego prawa noga jest mocno osłabiona - łamał ją wiele razy, skręcał, bo zwyczajnie wolał siedzieć w domu z siostrą niż latać po szkole z ludźmi, którzy go nawet nie rozumieją. Raz nawet tak się zdenerwował i stwierdził, że potrzebuje długiego urlopu, to przywalił czymś twardym w głowę, sam już nawet nie wie czym i trafił do szpitala... Masochista? Nie wiem, ale nawet jeśli, nie przerażają go igły i lubi zrobić sobie tatuaż. Ma ich mnóstwo albo jeszcze więcej. Wszędzie. Na szyi, na torsie, na rękach, parę na nogach. Ale to nie byle jakie byle były, łączą jedną wielką zgraną całość. Rodzicom to nie pasowało, ale co on rodziców będzie słuchał... I tak już mu wiele do życia wprowadziły. Przede wszystkim dzięki nim słucha punka. Kornelia chodzi w za dużych męskich czerwonych spodniach i trepach, zaś Alice uwielbia farbować na coraz to dziwniejsze kolory włosy, to czemu miałby nie pójść w ich kierunku i zrobić coś szalonego? Bo jakby poszedł na koncert swojego ulubionego zespołu, na przykład The Misfits, Anti-Flag, The Bones albo Rise Against to przyjemnie by było się wyróżniać. W dość nietypowych okolicznościach zorientował się, że jest innej orientacji i dość długo to przeżywał. Wystarczyło mu już bycia innym. Jeśli dowiedział się, że jest homoseksualistą w wieku dwudziestu lat, to naprawdę dziwne, że zmagał się z tym i próbował to zmienić przez półtora roku... wreszcie to zaakceptował. Jednak wciąż się sobie dziwi. Kiedy spytasz się go, jak to jest mieć dwadzieścia pięć lat i spać z pluszakami bez zawahania uraczy cię bardzo długą odpowiedzią. W w końcu ma w sypialni pełno pluszowych kotków, które zbierał kiedy był mały. Naklejki na szafkach, jedna na torbie, przypinki, kubki, poduszki - a wszystko w koty. Uwielbia je. Psy też by tak kochał gdyby nie to, że ma na nie uczulenie. Ma ładne pismo, ale i duże problemy z zapamiętaniem zasad i odpowiednim zapisem niektórych słów.
Co do spraw... łóżkowych, jeszcze nigdy tego nie robił. A ostatnim czasy coraz bardziej pragnie. Problem w tym, że nie chce odbywać stosunku z kimś, kogo w ogóle nie zna...

Zamieszkuje: Kamienice.


Prosiłabym także o zmianę nicka - nie chciało mnie zarejestrować bez tyldy (:
Lou
Lou
Bezrobotny

Imię : Lou Nico Raynar-Hannis Soon Markre Venutton
Nazwisko : Bullets
Wiek : 25
Orientacja : Homo
Liczba postów : 2
Join date : 03/04/2012
Typ : Seme

Powrót do góry Go down

Lou. Empty Re: Lou.

Pisanie by Akahiro Wto Kwi 03, 2012 7:47 pm

Uff długie, ale bardzo wyczerpujące Kp. Czytałem je dwa razy żeby być pewnym że nie mam do czego się przyczepić. Nie mam, więc akcept. Życzę miłej gry!
Akahiro
Akahiro
Koci Kusiciel

Imię : Akahiro
Nazwisko : Usagi
Pseudonim : Usagi
Wiek : 23
Orientacja : homo
Liczba postów : 54
Join date : 30/03/2012
Typ : Uke a co!
Zawód : Projektant Mody
Aktualny ubiór : Czarne obcisłe spodnie, kolorowa koszulka, czarna marynarka. Kilka bransoletek i glany. Włosy związane w niechlujny kucyk.

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach